W środę 15 maja 1929 r. zapowiadał się bardzo długi dzień targowy, który dla ówcześnie żyjących przez wiele następnych lat stał się krzywdą, o której chcieli zapomnieć. W tym dniu imieniny obchodził m.in. Izydor, a dawniej w myśl ludowych przysłów zwykle mówiono, że: „Na świętego Izydora często bywa chłodna pora”. W Iwiu, jakby na przekór tej ludowej mądrości, od kilku dni doskwierały upały niczym w lecie.
W środowy dzień, tuż przed godziną 19:00 w dzielnicy żydowskiej bruk nadal tętnił swoim życiem, gdy nagle z niewiadomych przyczyn wybuchł pożar w domu niejakiego Kopalda, który tam również prowadził swój sklep z alkoholami i likierami. Prawdopodobnie na zapleczu tegoż sklepu musiało dojść do jakiejś gwałtownej eksplozji, ponieważ według relacji naocznych świadków, którzy podawali później wiadomości redaktorom do prasy o całym tym zdarzeniu, dosłownie w jednej chwili płomienie ukazały serce piekła i w ciągu kilku minut ogień nie spotęgowany bynajmniej wiatrem, przedostał się na pobliskie domy drewniane i murowane. W mieście, z prawa i lewa słychać było jeden wielki krzyk. Spalone kable i słupy telegraficzne odcięły miasto od reszty świata. Ludzie w kłębach dymu biegali tam i z powrotem ratując nic innego jak tylko życie, a żar z nieba płynął i jeśli dawać wiarę tamtejszym opisom, to bardzo wymownym okazuje się być poniższy cytat zaczerpnięty z lokalnej prasy: „(…) gorąco było do tego stopnia, że beczkowóz który wjechał w jedną z ulic momentalnie spłonął wraz z koniem, pozostały tylko żelazne obręcze” Na skutek pożogi spłonęła w Iwiu m.in. drewniana synagoga, siedziba tzw. sądu pokoju, poczty i policji, a także apteka. Straty wyszacowano na ok. 15 mln. złotych.
W mieście zapanowała bezradność. Ok. 3 tysięcy ludzi pozostało bez dachu nad głową. Dzielnica tatarska stała się ich głównym schronieniem. Po pożarze przez wiele dni, a może i tygodni brakowało leków, odzieży i żywności mimo że dostarczane były te i inne artykuły na bieżąco.17 maja 1929 r. magistrat miasta Wilna wyasygnował dla pogorzelców kwotę 5 tysięcy złotych w ramach tzw. pomocy doraźnej. Pogorzelcy otrzymali także wypłatę odszkodowania z PZU oraz pomoc zorganizowaną przez Wydział Bezpieczeństwa województwa nowogródzkiego, magistrat miasta Lidy, Szczuczyna zw. Litewskim lub Nowogródzkim i wielu innych miastach. W kolejnych dniach organizowano również prywatne zbiórki społeczne w postaci żywności, odzieży i pieniędzy. Kwesty na ten cel odbywały się m.in. w kościołach, szkołach i towarzystwach pomocy.
Powszechny Zakład Ubezpieczeń Wzajemnych, w którym Iwie, jak i cała w ogóle nasza prowincja, z mocy ustawy musiało być ubezpieczone, już w kilka dni po pożarze wypłacił pogorzelcom prawie 1.300.000 zł.”
Ciasnota — wadliwe zabudowanie typowej mieściny z Kresów Wschodnich — łatwopalne pokrycie: staroświeckie gonty dachów — słaba organizacja akcji ratowniczej — poprzedzające pożar kilka dni upałów — wszystko to sprawiło, że Iwie spłonęło zadziwiająco szybko. Z 340 nieruchomości, zawierających 450 budynków mieszkalnych i gospodarczych, w kilka godzin zostały tylko dymiące zgliszcza.
Tekst opracowany na podstawie: https://www.historypoz.pl/pozar-iwia